Sezon urlopowy w rozkwicie, słońce za oknem zaprasza… a pandemia trwa. To, że mamy wakacje, nie oznacza, że koronawirus też poszedł na urlop. Uważajmy na siebie.
Patrząc na znane turystyczne miejscowości, ciężko uwierzyć, że koronawirus w ogóle kiedykolwiek był w naszym regionie. Tłumy na plażach, w restauracjach, na ulicach rzadko można zobaczyć kogoś w maseczce. Czasem widok płynu do dezynfekcji na wejściu do sklepu przypomni nam, że ręce jednak trzeba dezynfekować. Zwrócenie komuś uwagi w sklepie czy środkach publicznego transportu, że powinien zasłonić nos i usta, zwykle kończy się opryskliwą uwagą. Zapomnieliśmy, że wirus nie śpi, że wciąż jesteśmy zagrożeni zakażeniem i co dzień w Polsce potwierdzanych jest kilkaset nowych przypadków.
Zobacz również: Pierwsza ofiara śmiertelna koronawirusa w Lubuskiem
Pamiętajmy, że nawet jeśli sami nie boimy się zakażenia, stosując się do zaleceń sanitarnych chronimy osoby w grupie ryzyka. Nigdy nie wiemy, czy osoba siedząca w autobusie obok nas nie ma chorób towarzyszących, upośledzonej odporności czy też starszej osoby w domu, którą może zarazić. To dla nich powinniśmy zachować szczególną ostrożność – to dla nich „kupujemy czas”. Być może w najbliższych miesiącach pojawią się nowe metody leczenia i zmniejszania śmiertelności koronawirusa, które diametralnie zwiększą szanse tych osób na wyzdrowienie.
Apelujemy: nośmy maseczki, zachowujmy dystans społeczny, dezynfekujmy dłonie, unikajmy dotykania twarzy i oczu oraz zatłoczonych miejsc. Największe ryzyko zakażenia jest w zamkniętych pomieszczeniach, ale nie dajmy się zwieść przekonaniu, że na wolnym powietrzu nic nam nie grozi. Ścisk na dworze jest równie groźny, co ścisk w zamkniętym lokalu.
Koronawirus: Lubuskie straciło tytuł najbezpieczniejszego regionu w kraju
Rozważnie wybierajmy miejsca, gdzie spędzamy wakacje i zachowajmy zdrowy rozsądek. Chrońmy siebie nawzajem i postarajmy się wyjść z tej pandemii obronną i zdezynfekowaną ręką.