↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

Pogarsza się stan epidemiczny w Lubuskiem. Przybywa chorych, topnieje ilość miejsc w szpitalach i liczba personelu. – Sytuacja jest dramatyczna, wymaga współpracy, odpowiedzialności i zaangażowania – mówi marszałek Elżbieta Anna Polak.

stan epidemiczny w Lubuskiem
fot. Pixabay

Samorząd gotowy do współpracy

Mamy najwyższy stopień zagrożenia epidemicznego – mówi marszałek Elżbieta Anna Polak. Media informują, że brakuje łóżek na oddziałach zakaźnych oraz personelu. – W Lubuskiem nie ma już wolnych miejsc. W  szpitalu w Zielonej Górze –  w jedynym w regionie oddziale zakaźnym mamy łącznie 48 łóżek (35 zakaźnych, 3 intensywnej terapii i 10 dla dzieci) i mamy pełne obłożenie. W Gorzowie w związku z ewakuacją podopiecznych z DPS z Zielonej Góry mamy też już niemalże pełne obłożenie. Ten stan będzie się pogarszał, o czym informowali epidemiolodzy i wirusolodzy na Konwentach Marszałków. Wzrasta również dramatycznie liczba zgonów. Niestety nasze apele: Sejmiku Województwa, Komisji Zdrowia, Lubuskiej Rady Zdrowia pozostają bez odpowiedzi. Brak strategii rządu, planu i środków finansowych idących w ślad za decyzjami, które nakładane są na samorządy może grozić brakiem wydolności systemu ochrony zdrowia w całym kraju. Już planowe leczenie innych chorób odbywa się w minimalnym stopniu, a może być jeszcze gorzej – podkreślała. Marszałek zapewniała, że samorząd gotowy jest do współpracy.

↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

– Chcemy oddolnie podpowiadać, w  jaki sposób lepiej zorganizować zabezpieczenie mieszkańców. Ale prosimy rząd i wojewodę o informowanie samorządu, jakie są na nas i nasze szpitale nakładane decyzje. Wczoraj wojewoda podjął decyzję wyznaczenia jako szpitala koordynującego szpitala w Gorzowie Wlkp., dla którego organem prowadzącym w stu procentach jest samorząd województwa. Zobowiązał szpital do zorganizowania 219 łóżek zakaźnych i 10 łóżek respiratorowych oraz przygotowania do leczenia pacjentów covidowych oddziały: neurochirurgii, neurotraumatologii, chirurgii ogólnej, onkologicznej i naczyniowej, okulistyki, neurologii w tym udary, ortopedii i traumatologii, onkologii narządu ruchu, kardiologii, laryngologii, chirurgii szczękowo- twarzowej, anestezjologii i intensywnej terapii. Jesteśmy bardzo zaskoczeni, ponieważ to oznacza wyłączenie połowy szpitala z normalnej działalności. Prosimy o informację, jakie środki finansowe przekaże wojewoda na zorganizowanie takiego szpitala covidowego – zaznaczyła.

Marszałek przypomniała także, że przepływu informacji brakuje od dawna. – Prosimy również o konsultowanie wcześniej takich decyzji – jesteśmy do dyspozycji. Kiedy samorząd województwa 27 sierpnia podjął uchwałę w sprawie przekazania przez rząd polski informacji na temat przygotowania państwa na ewentualność zwiększenia skali zachorowań, bo chcieliśmy się z wyprzedzeniem przygotować na tę sytuację, to uchwała ta została uchylona rozstrzygnięciem nadzorczym wojewody 1 października. Teraz rząd obarcza odpowiedzialnością za zaniechania i chaos szpitale, lekarzy i samorząd. Dlatego dzisiaj przekazuję tę podstawę prawną, która wskazuje kto ponosi odpowiedzialność za ten stan.

„Ustawa z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi /DZ.U. z dnia 2019 r.poz.1239, z póź.zm./, w szczególności jej rozdział 7 „ Działania administracji publicznej w zakresie zapobiegania i zwalczania zakażeń i chorób zakaźnych” nakładają obowiązek zapewnienia ochrony zdrowia publicznego przed zakażeniami i chorobami zakaźnymi na organy administracji rządowej, w szczególności na ministra właściwego do spraw zdrowia i WOJEWODÓW, a nie na samorząd województwa”

– pisze w rozstrzygnięciu nadzorczym Wojewoda Lubuski do Zarządu Województwa Lubuskiego

My jesteśmy gotowi do konsultowania decyzji, jednak prosimy, żeby wcześnie były nam przekazywane, żebyśmy mieli możliwość przygotowania się. Sytuacja jest dramatyczna, wymaga współpracy, większej odpowiedzialności i zaangażowania – podkreślała E.Polak.

O kwestii przerzucania odpowiedzialności na samorządy mówił także poseł na Sejm RP Waldemar Sługocki. – Jak można zarzucać coś lekarzom, pielęgniarkom i pracownikom służby zdrowia, samorządom, które są organami procadzącymi szpitale czy to powiatowe czy wojewódzkie, jeżeli nie tworzy się  przepisów prawa umożliwiających prowadzenie adekwatnej do danej sytuacji działalności. Najłatwiej jest przerzucać odpowiedzialność na jednostki samorządu terytorialnego, a czymś absolutnie skandalicznym jest oskarżanie i personelu medycznego. Ci ludzie narażając własne życie i zdrowie, każdego dnia leczą Polki i Polaków. A obecnie rząd szuka winnych tam, gdzie ich nie ma. Apelujemy, żeby rząd nie tylko przyjmował puste zapisy ustaw, ale przekazywał też środki na ich realizację, bo na razie ta pomoc jest marna – podkreślał.

W szpitalach coraz więcej pacjentów

O sytuacji w lubuskich szpitalach, w których leczeni są pacjenci zakażeni COVID-19 mówił prezes Szpitala Uniwersyteckiego dr Marek Działoszyński. – Dziś mamy sytuację trudną. Mamy szpitalny oddział zakaźny z 35 łóżkami covidowymi – wszystkie są obecnie zajęte. Co gorsza, to są pacjenci w stanie ciężkim lub bardzo ciężkim. To pacjenci, którzy zaraz będą potrzebowali pomocy respiratorowej, a my już dziś mamy problem z przekazywaniem pacjentów, bo w województwie nie ma rezerwy, z której moglibyśmy skorzystać. Szpitalny oddział ratunkowy jest przepełniony i zagrożone jest wykonywanie przez niego podstawowych funkcji, czyli ratowanie i zdrowia życia ludzi.  W szpitalu są trzy stanowiska OIMOM-owe, Covidowe – wszystkie są zajęte. Co gorsza na tzw. czystym oddziale musieliśmy utworzyć dodatkowe stanowisko w izolatce. W związku z tym, co dzieje się na zewnątrz –  z powrotem dzieci do szkół, mamy też zakażenia personelu. Obecnie z pracy w szpitalu wyłączonych jest 35 osób zakażonych i 70 osób na kwarantannie. To powoduje duże perturbacje, jeżeli chodzi o organizacje pracy –  poinformował. Odniósł się także do procedury testowania. Zaznaczył, że brakuje punktów pobrań materiału, a chętnych do wykonania testu jest coraz więcej. Podziękował także władzom Uniwersytetu Zielonogórskiego za udostępnienie miejsca, w którym utworzono czasowy punkt pobrań, tj. Instytut Nauk Podstawowych. W zielonogórskim szpitalu testowany jest także personel, co jest konieczne dla bezpieczeństwa pacjentów.

O trudnej sytuacji na oddziale zakaźnym mówiła Renata Korczak, lekarz specjalista chorób zakaźnych Szpitala Uniwersyteckiego. – Łóżko to nie wszystko, musi być personel i sprzęt. Są tworzone na szybko oddziały covidowe na bazie personelu, który tam jest. Apeluję do rządzących, żeby nie robić lekarzom tego, że  dostaną tylko  łóżko i pacjenta. Pacjenci, którzy trafiają do szpitala z COVID-em, to są pacjenci z ciężkimi zapaleniami płuc, którzy wymagają suplementacji tlenem: trzeba go mieć, trzeba mieć sprzęt i leki – rendesivir, którego nie ma. Oprócz łóżka trzeba lekarzom dać narzędzie, żeby mogli leczyć pacjenta –  podkreślała. – W leczeniu pacjentów z COVID-19 w stanach ciężkich potrzebny jest sprzęt wspomagaący oddychanie. Chodzi o respiratory (tych szpital w Zielonej Górze ma: 39 dla dorosłych i 11 dla dzieci plus 8 nowych), ale do ich użycia potrzebna jest także specjalistyczna kadra, której brakuje. W leczeniu COVID-19 pomocne są aparaty do wysokoprzepływowego tlenu AIRVO. Powodują one, że pacjenta nie trzeba intubować. Aparat natlenia powietrze, nawilża je i ogrzewa. To zdecydowanie poprawia komfort oddychania. Więc apeluję, żeby te łóżka były tworzone z takim właśnie aparatem – podkreślała Renata Korczak.

Trudna sytuacja jest także w szpitalu w Gorzowie Wlkp., dla którego dodatkowym obciążeniem jest decyzja wojewody nadająca mu status koordynującego. W szpitalu funkcjonują 132 miejsca dedykowane pacjentom z koronawirusem – 20 miejsc pod respiratorami, 10 miejsc dla dzieci, 20 miejsc dla osób chorych psychiatrycznie, 3 stanowiska do dializ. Na ten moment w lecznicy przebywa 88 pacjentów covidowych i 4 pacjentów na SORze. Z pracy wyłączonych jest także 61 pracowników w związku z kontaktem lub zakażeniem. – Decyzją wojewody z 13 października z mocą realizacji od 19 października zostaliśmy zobowiązaniu do utworzenia 219 łóżek, w ośmiu oddziałach. Jesteśmy w trakcie rozmów z NFZ i przygotowujemy projekt odwołania od tej decyzji. Nasze główne obawy związane z jej realizacją sprowadzają się do tego, iż obawiamy się, że będzie to skutkować radykalnym ograniczeniem dostępu do świadczeń medycznych chorym niezakażonym COVID. Chcielibyśmy doprecyzowania, na czym polega rola szpitala koordynującego. Istnieje ryzyko, że realizując decyzję wojewody doprowadzimy do sytuacji, w której nasze oddziały zostaną wypełnione pacjentami covidowymi. Będzie to oznaczało, że oddziały specjalistyczne zostaną wyłączone. Musimy mieć możliwość realokacji pacjentów do innych jednostek. Realizacja tej decyzji będzie wymagała także dokonania zmian organizacyjnych. To wszystko będzie się wiązało z dodatkowymi środkami. Obecnie nie mamy szans na ich otrzymanie. Będziemy więc musieli wykonać to z własnych środków, co może spowodować utratę płynności finansowej szpitala. Optymalnym rozwiązaniem jest stworzenie dużego, wieloprofilowego oddziału dedykowanego pacjentom koronawirusowym, gdzie będą się znajdowali chorzy po zabiegach i zakażeniu COVID-19. Spowoduje to, że pacjenci koronawirusowi nie będą przemieszczani na oddziały czyste – wyjaśnił prezes Jerzy Ostrouch.

Od poniedziałku 19 października szpitalem covidowym drugiego poziomu zabezpieczenia będzie także szpital w Torzymiu. – Do szpitala w Torzymiu trafiło 94 pacjentów z DPS. Wszyscy pacjenci zostali po raz kolejni wymazani i w sobotę planowane jest przetransportowanie ich do Domu Kombatanta. Takie informacje przekazał wydział zarządzania kryzysowego LUW. Po wypisaniu pacjentów z DPS musimy dostosować oddział do reżimów covidowych. Dodatkową trudnością jest brak OIOMu – wyjaśniła Katarzyna Lebiotkowska.

Decyzja = pieniądze, szpitale czekają na rządowe wsparcie

Dostosowanie szpitali do potrzeb walki z pandemią oraz leczenie pacjentów z COVID-19 to także duże obciążenie finansowe dla szpitali. Lubuskie lecznice mocno wspiera samorząd województwa, przekazując środki zarówno z budżetu własnego, jak i Unii Europejskiej. – Za środki samorządu, które dostawaliśmy od marca, tj. 1,1 mln zł udało nam się bardziej dostosować oddziały szpitalne do sytuacji związanej z pandemią. Udało się stworzyć 9 izolatek i śluzy. Jeżeli chodzi o triaż, szpital robi analizę rynku i sprawdza możliwości firm w tym zakresie. Mamy kilka ofert, wybierzemy najlepszą. Podjęliśmy też inicjatywę związaną z zakupem kontenerów w miejsca, których będziemy bardzo potrzebowali w związku z pogarszającą się pogodą – wyjaśnił prezes Marek Działoszyński. Problemem są jednak płatności za wykonywane usługi. – Po 180 dniach obowiązywania tarczy dla szpitali 5 września przestała obowiązywać w wielu zakresach. Przestała obowiązywać zasada dot. 1/12 kontraktu, czyli  środkach finansowych, które powodowały, że odzyskiwaliśmy płynność finansową. Z tego tytułu wpływy do naszego budżetu są o 1,2 mln zł mniejsze, co w skali roku spowoduje ok 5 mln zł mniej. Dodatkowo, do 15 września mieliśmy płacone na oddziale zakaźnym za tzw. gotowość. Dzięki temu uzyskiwaliśmy dodatkowo 157 tys. zł na ten oddział. Teraz te pieniądze do nas nie trafiają – wyjaśnił prezes Szpitala Uniwersyteckiego.

NIE – dla hejtu za pomoc

Podczas konferencji prasowej prezes szpitala w Torzymiu odniosła się także do pojawiającej się krytyki zbiórki zorganizowanej na potrzeby podopiecznych zielonogórskiego DPS przewiezionych do szpitala. – Poprosiłam o pomoc, zaraz po tym, jak otrzymałam decyzję wojewody o konieczności przyjęcia pacjentów z DPS z podejrzeniem zakażenia COVID. Mieliśmy bardzo mało czasu, żeby się przygotować, wypisać naszych pacjentów, przygotować oddział na przyjęcie tak dużej liczby osób w podwyższonym reżimie sanitarnym. Nie mamy jako szpital pidżam, kapci, ręczników, bo pacjenci z takimi rzeczami do nas przychodzą. Skierowałam prośbę do pracowników departamentu ochrony zdrowia UMWL, bo wiedziałam, że jak tam zadzwonię, to pomoc przyjdzie błyskawicznie. I tak było. Jest mi bardzo przykro, że ta zbiórka, której byłam inicjatorem obróciła się przeciwko pani marszałek i pracownikom urzędu. Tu nie chodziło o to, że my  nie mamy na to pieniędzy żeby to kupić, tylko potrzebowaliśmy tego bardzo szybko – wyjaśniła.

- REKLAMA -