Nie przenoście nam stolicy do Krakowa – piosenka ponadczasowa, mogłabym jej słuchać bez końca, szczególnie wykonywanej w duecie przez dwóch Krakusów: Andrzeja S. i Grzegorza T. A kiedy nad moim miastem chmury, wtedy do głowy nie przychodzi nic innego jak tylko „Kap, kap płyną łzy, w łez kałuży ja i Ty”. Jeśli natomiast zbiera nam się na wspomnienia, najczęściej nucimy „Ale to już było i nie wróci więcej / I choć tyle się zdarzyło / To do przodu wciąż wyrywa głupie serce”- słowa wielkiego hitu napisanego dla Maryli Rodowicz.

Andrzej Sikorowski, Grupa Pod Budą
fot. Materiały autora/Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz

A kiedy przyjdzie świata koniec
Jakiś huragan albo potop
To się połączą nasze dłonie
Jak nigdy dotąd
I tak trzymając cię za rękę
Jak kołysankę na dobranoc
Ostatnią wyznam ci piosenkę
Dotychczas jeszcze nie nagraną
Takiego końca mi potrzeba
O takim końcu nieraz marzę
Żeby się dało jeszcze śpiewać
Kiedy się nie da być już razem
”  – a czasem wystarcza tylko tyle…; i już…

↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

Andrzej Sikorowski – absolwent polonistyki UJ, krakowski muzyk, autor piosenek, wokalista, gitarzysta, kompozytor, lider Grupy Pod Budą i twórca większości jej hitów. Jego twórczość zgromadzona jest na kilkunastu złotych i platynowych płytach (kilkaset piosenek). Koncertował na cały świecie, m.in. w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Austrii. Współpracuje z wieloma artystami, jednak najczęściej kojarzony jest z Marylą Rodowicz i Grzegorzem Turnauem (Pasjans dla dwóch), ale tworzył także np. dla Krystyny Prońko, Elenii, Danuty Rinn, Ireny Santor, Alicji Majewskiej, Zbigniewa Wodeckiego. Od 2005 roku występuje również jako partner wokalny Mai Sikorowskiej. Jest autorem muzyki do ponad 20 filmów animowanych dla dzieci. Zdobywca wielu nagród festiwalowych i plebiscytowych. Pisał felietony do Dziennika Polskiego, Przekroju i Hustlera. Obecnie publikuje teksty piosenek w Angorze.

W jednym z wywiadów porównał Pan obecne obostrzenia do tych za czasów PRL-u, jednak nadmieniając, że dziś brakuje tego aspektu wspólnoty.

Andrzej Sikorowski: Zaskoczyła mnie Pani. Nie przypominam sobie kontekstu. Musiałem mieć jakiś powód, że tak powiedziałem. Myślę, że chodziło o możliwość bycia razem w tamtym czasie. Teraz nam tego zabroniono… Zatem miałem na myśli okres stanu wojennego. Myśmy wtedy wspaniale żyli towarzysko, odwiedzając się w domach. Jednakże, gdy ktoś się zasiedział, musiał zostać na noc – obowiązywały nas godziny policyjne.

Wspólne zagrożenie zawsze integruje ludzi; bez względu na to, czy jest ono polityczne, czy epidemiologiczne. Niestety obecnie nas tego pozbawiono i w tej sytuacji ja wyraźnie dostrzegam, że gwałtownie szukamy kontaktów z innymi ludźmi. Jesteśmy też znużeni monotonią, własnymi czterema ścianami, domownikami – i nie ma tu znaczenia, jak bardzo ich kochamy.

W grudniu odbył się wyjątkowy koncert Grupy Pod Budą – jubileuszowy. Cudowna uczta muzyczna zarejestrowana w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Niestety przy pustej widowni…

Andrzej Sikorowski: To był nie tylko jubileusz zespołu. Zagrałem również nowsze piosenki, które wykonuję z krakowskimi muzykami. Ponadto wystąpiła moja córka, Maja Sikorowska, z grupą Kroke. Mieliśmy zatem takie trzy odsłony: Pod Budą, akcent grecki i mój najnowszy repertuar.

Kto był pomysłodawcą scenografii (tłem stała się widownia teatru)?

Andrzej Sikorowski: Nieskromnie przyznam, że to był mój pomysł. On sam się nasunął, kiedy zobaczyłem pusty teatr; gotowa scenografia. Byłoby grzechem tego nie pokazać! A jednocześnie wymiar symboliczny!

Zgadza się; pusta widownia…

Wie Pani, granie do ściany nie jest zadaniem łatwym. Widzowie są częścią tego, co nazywamy koncertem. Wchodząc w interakcję z muzykami, współtworzą wydarzenie. Człowiek inaczej śpiewa. Jeżeli jednak coś mnie pociesza to fakt, że koledzy komicy, którzy mi się zwierzali, mają znacznie trudniej. Opowiadanie dowcipów bez reakcji publiczności jest jak kara za grzechy.

Okres Bożonarodzeniowy to również Pański udział w krakowskim koncercie Świąteczna Pocztówka, który odbył się w Teatrze Groteska. Motto: „Gramy w podziękowaniu dla lekarzy”.

Andrzej Sikorowski: To był rodzaj gestu, ukłonu wobec tych, którzy od dłuższego czasu są na linii frontu, a że były Święta Bożego Narodzenia, artyści krakowscy postanowi zaśpiewać pastorałki i tradycyjne kolędy. Chcieliśmy tych ludzi uhonorować i moment ku temu wydawał się odpowiedni.

Bo tylko jedna jest noc w takiej bieli. Kiedy do okien sfruwają anieli (…)” – słowami tej pastorałki przyłączył się Pan do udziału w akcji Kolęda Dla Hospicjum. Piękna inicjatywa, niestety kolejna tylko online.

Andrzej Sikorowski: Takie działania wynikają z mojego poza muzycznego przeświadczenia, iż powinniśmy pomagać innym – tym, którym w życiu mniej się powiodło. Kiedy jestem proszony, by zagrać charytatywnie (nie brać honorarium), jeśli tylko nie muszę jechać gdzieś daleko i mam wolny czas, oczywiście zawsze się zgadzam. Uważam, że to jest mój obowiązek i tego spodziewam się po innych kolegach artystach.

Mam wrażenie, że grudzień 2020 był dla Pana pracowity. Początek tego miesiąca to także Brzmienia Krakowa, czyli koncert na platformie Play Kraków.

Andrzej Sikorowski: Zapewne takie nagromadzenie imprez w grudniu wynika z jednej strony z faktu, że okres jest szczególny, a z drugiej stanowi konsekwencją tego, iż w czasie pandemii nie da się uprawiać przemyślanej polityki koncertowej. Pod koniec roku dużo się działo, ale później przyszedł spokojniejszy miesiąc. Myślę, że gdy wrócimy do normalności, zapanuje ład i systematyczność w grafikach artystów – również moim. Obecnie jesteśmy skazani na przypadek.

W styczniu 2021 wciąż w warunkach zaostrzonych restrykcji uczestniczył Pan w koncercie pt. Kolędy do Nieba 2021 na rzecz Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersytetu Szpitala w Prokocimiu. Zabrzmiały m.in. piosenki Tęsknota za młodością, Moje dwie ojczyzny i Okno na planty…

Andrzej Sikorowski: Mój komentarz jest niemal identyczny jak w poprzedniej kwestii. Prośby o charytatywne granie spełniam zawsze, gdy tylko mogę. To moja filozofia życiowa.

Jak, tak ogólnie, pandemia wpłynęła na Pana działalność artystyczną?

Andrzej Sikorowski: Ja zawodowo piszę piosenki (uważam się za śpiewającego autora piosenek) i w związku z tym zawsze mam coś do roboty. Teraz był właściwie czas, by nadgonić zaległości. Ale nie jest tak, że siadam nad tekstami na osiem godzin dziennie. Coś notuję, potem do tego wracam. Potrzebuję weny, która jest z kolei uzależniona od tego, co wokół nas; a że dzieje się dużo, pomysłów nie brakuje.

Cotygodniowa dawka pozytywnej energii to teksty pańskich piosenek, które ukazują się w Angorze. Każda taka publikacja to morze pozytywnych reakcji… Jak dobiera Pan teksty?

Andrzej Sikorowski: Jeżeli się zdarza, że znajdę jakiś utwór pasujący do konkretnej daty, np. Dzień Kobiet, Dzień Matki, Dzień Dziecka…, wówczas próbuję go osadzić w tym kalendarzu wydarzeń. Zazwyczaj jednak nie kieruje się nim. Te teksty to codzienne historie, a na takie zawsze jest dobra pora.

Podobno w trakcie lockdownu najbardziej brakowało Panu w tym czasie kontaktu z wnuczką, Różą?

Andrzej Sikorowski: W tej chwili już jestem zaszczepiony i się tego kontaktu nie boję. Róża ma 9 lat i potrafi wchodzić w fantastyczne interakcje. Bardzo mi Jej brakowało. Byliśmy przyzwyczajeni do wspólnego spędzania czasu. Teraz już się odwiedzamy. Ona również bardzo tęskniła za dziadkami.

Jak Pan, tak prywatnie, radzi sobie w czasie pandemicznych restrykcji? Może jakaś porada dla czytelników?

Andrzej Sikorowski: Myślę, że to jest trochę zwiane z wiekiem. Gdybym miał dziś dwadzieścia kilka lat, roznosiłoby mnie. Człowiek młody ma inną energię. Ja jestem emerytem, doceniam bardziej wypady na spacery, oglądanie przyrody, wyjazdy z małżonka w plener czy do znajomych. Pod tym względem nie czułem się zestresowany pandemią. Mogłem też bywać w moim zakopiańskim domu. Za chwilę lecę do Grecji. Skłamałbym, mówiąc, iż sytuacja covidowych ograniczeń bardzo zmieniła moje życie.

A może jakaś porada dla czytelników?

Andrzej Sikorowski: Zachowywać się racjonalnie, przestrzegać zaleceń, szczepić się. Jeśli chcemy za jakiś czas wrócić do normalności, nie możemy lekceważyć obostrzeń. Mam nadzieję, że po pandemii świat będzie lepszy, nie gorszy.

I ostatnie pytanie. Właściwie od mojej mamy (fanki): najszczęśliwszy okres Pańskiego życia?

Andrzej Sikorowski: Ja należę do ludzi, którzy cieszą się chwilą. Dla mnie obecnie jest szczęśliwie. Nie mam przymusu pracy, nie muszę się z nikim ścigać; rodzinnie i artystycznie czuję się spełnionym człowiekiem. Obecnie jedynie jakieś kłopoty zdrowotne mogłyby ten mój spokój zaburzać.

Zatem życząc dużo zdrowia, bardzo Panu dziękuję za rozmowę!

Wywiad ten dedykuję Piotrkowi Cajdlerowi – mojemu przyjacielowi, bez współpracy z którym nie śmiałabym nawet zamarzyć o rozmowie z Panem Andrzejem Sikorowskim.

Reklama: