↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

Zespół Endorphine został założony w roku 2004 przez troje przyjaciół: Adama Bórkowskiego – „Mr Smok”, Krzysztofa Kurowskiego – „Kenny” oraz Piotra Skrzypczyka – „Piter” (znanego również z toruńskiej grupy Half Light). Ich twórczość ma bogate inspiracje i korzenie. Łączą muzykę elektroniczną z orkiestrową i etniczną, tworząc niepowtarzalne brzmienia o bogatej rytmice. Return To The Roots  – to ich pierwszy dwupłytowy album, na który materiał zbierali dwanaście lat. Wkrótce pojawi się ich drugi krążek promowany piosenką pt. Pochłaniacz Zła.

Zespół Endorphine: Adam Bórkowski, Krzysztof  Kurkowski  i Piotr Skrzypczyk [wywiad]
Zespół Endorphine – fot. materiały autora, Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz

Muzyka elektroniczna to „matka” sceny Rave i wielu nowych wariacji lub podgatunków muzycznych, takich jak np. współczesne R&B, House, electro, Trance, Techno, electropop. Narodziła się pod koniec lat 60. XX wieku i było to konsekwencją wprowadzenia do przemysłu muzycznego wzmacniaczy i syntezatorów. Jej wpływy słychać m.in. u artystów, takich jak: Karlheinz Stockhausen, Frank Zappa, Pink Floyd i The Beatles. Warto w tym miejscu nadmienić, że w latach 80. pierwsze kroki w stylu EDM (Electronic Dance Music) stawiali Michael Jackson i Madonna.

↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

Adam, Krzysiek i Piotrek to troje zdolnych muzyków, a prywatnie przesympatycznych chłopaków z ogromnym dystansem do siebie i świata, skoncentrowanych na pozytywach ludzkiego istnienia. Wyznawcy, tak bliskiej mi teorii Równoległego Świata, w którym człowiek jest prawdziwie wolny.

Czy z Waszych twarzy kiedykolwiek schodzi uśmiech? Mam wrażenie, że każdy z Was to wulkan pozytywnej energii… A czasy przecież trudne. 

Kenny: Nigdy przenigdy. Czas spędzany wspólnie to wspaniała zabawa, tutaj nie ma miejsca na smutek. Zresztą, jak sama nazwa wskazuje, zażywamy endorfin; jesteśmy szczęśliwi.

Piter: Czasy są bardzo trudne, ale nauczyliśmy się czerpać radość z rzeczy drobnych i… z własnego towarzystwa (śmiech!).  Dobraliśmy się jak w korcu maku pod względem zapatrywań na życie i granie oraz na to, że granie to życie… Sądzę, że dlatego odniosłaś takie wrażenie.

Mr Smok: Jest w tym szaleństwie mnóstwo furtek, by nie uczestniczyć w nim. Jedną z nich jest muzykowanie, wspólny weekend raz na miesiąc (mieszkamy w różnych częściach kraju). Mamy czas na rozmowy, ale też na milczenie. Takie chwile powodują, że Świat Równoległy, który dla większości z pozoru jest fikcyjny lub wręcz stanowi teorię spiskową, staje się REALNY. W nim możesz wszystko i nie musisz nic. To nie jest świat anarchii to Świat Wolności!!!

Mimo pandemii pracujecie nad płytą? Kiedy można spodziewać się premiery? Październik 2021?

Piter: Tak Smok ogłosił i tak się stać musi (śmiech!).

Kenny: Tak właśnie planujemy, tylko musimy spiąć poślady i rozpiąć portfele…

Mr Smok: Mimo pandemii komponujemy. Najpierw projekty pojawiają się na naszym serwerze, ale też równolegle dyskutujemy  on-line o pojawiających się „zaczynach”. I tu trzeba wrócić do korzeni Endorphine. Poznaliśmy się na Internecie, wymieniając opinie na temat muzyki. Dzień po dniu nasze relacje zacieśniały się i tak pewnego dnia postanowiliśmy spotkać się na żywo. Od tamtego czasu minęło 15 lat. Z roku na rok widujemy się coraz częściej.

Na waszą pierwszą płytę trzeba było poczekać aż 12 lat. Na pewno tym razem pójdzie Wam szybciej?

Mr Smok: Dwanaście lat to w sumie na trzecią. Dwie pierwsze ukazały się wyłącznie w Sieci, czyli nie miały premiery na płycie namacalnej. Dopiero materiał na Return to the Roots zmobilizował nas, by go wydać jako krążek. Nigdy nie zwracałem uwagi na czas upływający między powstaniem poszczególnych utworów. Kiedy zaczęliśmy wspólne nagrywanie muzyki, mieliśmy dużo pomysłów… Był ku temu jakiś dobry czas… Winę za nasze późniejsze milczenie przez dłuższy biorę na siebie. Jakoś się nie układało. Ostatnio w powrocie do formy twórczej nam muzyczne weekendy, które zaczęliśmy sobie organizować podczas pandemii.

Kenny: Odstęp od ostatniej płyty to dwa lata. W tym czasie przez rok pobudzaliśmy do życia brzmienia z pierwszego krążka. Muzycznie bardzo intensywny okres.

Piter: Teraz rzeczywiście idzie nam zdecydowanie szybciej. Myślę, że jest to kwestia wprowadzenia regularnych spotkań. Ma to wpływ na ilość i jakość tworzonego materiału, ale też  na naszą równowagę psychiczną (uśmiech!).

Endorphine – Targowisko Próżności
Pochłaniacz Zła to utwór demo z zapowiedzianego albumu… Intersujący tytuł!?

Kenny: Tytuły, zresztą chyba było tak na każdej płycie, odzwierciedlają zawartość muzyczną w danych utworach. Wydaje mi się, że w Świecie Równoległym jest to jeszcze bardziej widoczne. Ale ocenimy wspólnie, gdy płytka ujrzy światło dzienne. Pochłaniacz zła – w skrócie oznacza „włączasz play;się wyłączasz;jesteś odizolowany od świata”.

Piter: W wymyślaniu tytułów prym wiedzie Smok. To wynika z pewnego sposobu patrzenia na życie. Nie powiem, że mistycznego, ale w pewien sposób uduchowionego i opartego na ciągłym równoważeniu dobrem występującego na świecie zła.

Mr Smok: Nazwa utworu to taka reakcja na otoczenie. Taki nasz „gołstbaster” (śmiech!). Od pierwszego chwili, gdy usłyszeliśmy dźwięki pierwotnej wersji, miałem jedno jedyne skojarzenie – właśnie z czymś, co pochłania zło. Ten utwór jest jak balsam.

Czy sytuacja, która ma miejsce w Polsce (i na świecie) już rok, znajduje odzwierciedlenie w waszej twórczości muzycznej; w materiale na płytę?

Kenny: Zdecydowanie tak. Płyta powstała właśnie przez „pandemiczne” spotkania. Każdy z nas miał więcej wolnego czasu i poprzez te „widzenia” na żywo stworzyliśmy coś całkiem innego niż do tej pory.

Mr Smok: Nasz odpowiedź to nagrany materiał, który powstał w tym „dziwnym czasie”. Zresztą muzyka powstałaby i tak. Jeśli raz się w czymś rozsmakujesz, nie możesz do tego nie wrócić.

Piter: Myślę, że sytuacja ma pewien wpływ na naszą muzykę i to… depresyjny, jednak nie jest on tak duży jak mogłoby się wydawać. Spotykając się, wchodzimy w pewną strefę, która nas chroni i w której czujemy się bezpieczni, nie myśląc za dużo o tym, co na zewnątrz, lecz skupiając się na najistotniejszych sprawach: muzyce i przyjaźni.

Skąd czerpiecie inspiracje?

Mr Smok: Nazywam to enigmatycznie  – raz na jakiś czas uchylają się „drzwi” Biblioteki Pradawnych Bogów i spadają na nas jak płatki. Wystarczy je „chwycić”. Tak to widzę. Nadpercepcja (w tym przypadku) daje pole do popisu.

Piter: Nie wiem zupełnie, skąd czerpię inspiracje (uśmiech!). Kiedyś była to ulubiona muzyka przeróżnych wykonawców. Przesiąkłem nią. Obecnie wyzwalaczem są nasze spotkania, podczas których rodzą się we mnie przeróżne rozwiązania melodyczne i harmoniczne. W domu raczej nie wpadłbym na nie. Dlatego zapewne uzasadnione będzie stwierdzenie, że to moi dwaj przyjaciele endorfinowi są teraz moją inspiracją (śmiech!).

Kenny: To się rodzi samo, spływa do nas jak strumyk nut tkany przez pradawnych. W większości przypadków dobrą nutę wychwytujemy, wyławiamy z tej rzeczki, z tego rwącego potoku i ustawiamy na swoich pięcioliniach.

Jaka jest kondycja muzyki elektronicznej w Polsce? Jak kształtuje się rynek muzyczny w tej mierze? Czy pandemia jakoś na niego wpłynęła?

Piter: Pandemia ogromnie odbiła się na stanie polskiej muzyki elektronicznej. Przede wszystkim myślę o koncertach, czyli podstawie muzykowania w każdym gatunku. Jeśli chodzi o sferę kompozycyjną, nie zauważyłem wpływu negatywnego. Powstaje mnóstwo doskonałej muzyki elektronicznej i – co łatwo stwierdzić – idzie za tym cała machina wydawnicza: płyty cd, winyle, a nawet kasety. Zatem muzyka elektroniczna w Polsce wydawniczo ma się dobrze, koncertowo niestety… dramatycznie.

Kenny: To tak jak z piłką nożną w Polsce! Nie jest wesoło.

Mr Smok: Warto podkreślić, że Polacy grają obecnie najlepszą muzykę elektroniczną, mimo iż nieznaną szerszej publiczności. Odpowiadają za to m.in. nasze słowiańskie korzenie. Jeśli chodzi o rynek, zawsze był złożony z grupy słuchaczy muzyki elektronicznej. Gdybym miał jednak tworzyć w celach komercyjnych, czyli pod rynek właśnie, nie byłbym w stanie. Komponuję i gram z zupełnie innych powodów. Pandemia ma zatem wpływ jedynie na koncerty… Dwa, które mieliśmy zagrać w zeszłym roku, nie doszły do skutku. Czas na próby do nich poświęciliśmy zatem na materiał na nową płytę.

Wielu artystów przeniosło swoją działalność koncertową do Sieci w przeciągu minionego roku pandemii. Z Wami jest podobnie?

Mr Smok: Całkiem możliwe, że coś takiego zrobimy. Spędziliśmy mnóstwo czasu na szlifowaniu materiału w wersjach koncertowych i szkoda, by to nie trafiło do słuchaczy.

Piter: A moim zdaniem koncerty online to nie jest najlepszy pomysł. Stanowią one bardzo słaby substytut tych z publicznością, na których najważniejsza jest właśnie interakcja muzykujących i odbierających. Celowo nie piszę  „słuchających”, tylko „odbierających”, bowiem istotny jest tu szereg reakcji publiczności, wprowadzających sprzężenie zwrotne w kierunku muzyków. W ten sposób powstaje coś zupełnie unikalnego – czyli mówiąc wprost: koncert.

Czy koronawirus bardzo poplątał Wasze plany muzyczne?

Kenny: Oj tak! Bardzo, bardzo… Przez rok przed pandemią ćwiczyliśmy materiał na dwa koncerty – obfity materiał. To nie było łatwe granie. Doszliśmy do perfekcji i przyszedł wirus, który wszystko nam zepsuł.

Piter: Potwierdzam. Koncertowo bardzo. Kompozycyjnie wcale.

Mr Smok: Trudno o tym wszystkim mówić… W zeszłym roku odszedł na drugą stronę nasz kochający muzykę Mentor, Przyjaciel i Redaktor Jerzy Kapała. On był współproducentem albumu Return to the Roots. Jego doskonały słuch, uwagi i podpowiedzi w połączeniu z piękną duszą, jaką posiadał, nagle zniknęły. Do dziś nie potrafimy się z tym pogodzić, mimo że on tam na nas czeka z drugiej strony.

Ostatnie pytanie zawsze dotyczy swego rodzaju recepty na radzenie sobie w tym trudnym czasie. Jeśli macie jakąś swoją, to podzielcie się nią z czytelnikami, proszę!

Piter: Najlepszym sposobem na to, by nie „ześwirować” w tych trudnych czasach, są przyjaciele (uśmiech!).

Mr Smok: Piter nazwał mnie kiedyś weredykiem… Na to pytanie jednak nie odpowiem jak weredyk, wrogów już wystarczy (śmiech!). Każdy ma swoją drogę, własne życie do „przeżycia”. Co z tym zrobi, jego rzecz…

Kenny: Uśmiech – najlepsza recepta! Endorfiny powodują radość, więc trzeba robić coś, co wyzwala ich jak najwięcej!

Dziękuję za rozmowę!

- REKLAMA -