Piosenki są siłą napędową znaczeń i ekspresji, co tłumaczy ich ogromne znaczenie społeczne i kulturowe zarówno w kontekście mainstreamowym, jak i undergroundowym. Andrzej Wawrzyniak łącząc słowa i muzykę, tworzy potężny nośniki informacji. Gra dźwięków i zmysłów tworzy poetycką całość, która jest większa niż suma jej części. Jeśli zrozumiemy tę dynamikę, będziemy na nowo potrafili docenić piosenki jako medium artystyczne, które wykorzystuje wzajemny związek między muzyką i tekstami, aby oddziaływać emocjonalnie i poznawczo na słuchacza.

Andrzej Wawrzyniak
Andrzej Wawrzyniak – gitarzysta, kompozytor, poeta i jego działalność artystyczna w czasie pandemii Covid-19 – fot. materiały autora/Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz

Piosenka poetycka i literacka otwiera fascynujące okno na ludzki umysł i wyjaśnia (przynajmniej częściowo), dlaczego tak chętnie słuchamy naszych bardów (poetów-śpiewaków). Dla mnie jednym z takich utworów, znajdujących się w repertuarze mojego rozmówcy, jest W niebieskim parku (muzyka i wykonanie: A. Wawrzyniak, słowa: A. Ciach) – wzruszam się do łez, ale też myślę…

↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

Andrzej Wawrzyniak ukończył kulturoznawstwo (specjalność teatrologia) na Uniwersytecie Łódzkim. Jest poetą kompozytorem, muzykiem i nauczycielem. Dwukrotnie został laureatem Nagrody im. Wojtka Bellona na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, a także wielu innych konkursów, na których występował solo lub z zespołami: Na Luzie, Erato, Drużyna Wawrzyna. Wysoko oceniana i ceniona jest także jego praca z młodzieżą (grupa A Priori).

Andrzej Wawrzyniak współpracował także ze znanymi artystami polskiej sceny, m.in. Justyną Majkowską, Michałem Wiśniewskim, z którymi nagrał kilka płyt (2004 – Nie czekam na cud, Sweterek – 2012,  Sweterek II – 2018). Prywatnie artysta jest spełnionym mężem i ojcem.

W kwietniu 2021 został Pan nominowany do tytułu Osobowość Roku 2020, jednak zrezygnował Pan z udziału w tym plebiscycie, jednocześnie prosząc, aby potencjalne wsparcie kandydatury przekierować na pomoc dla wnuczki Pańskiego przyjaciela…

Andrzej Wawrzyniak: Zrezygnowałem z  udziału w plebiscycie, ponieważ jego rozstrzygnięcie, w oparciu o głosowanie sms, nie jest według mnie miarodajne. W pewnym sensie chodzi o to, kto kupi sobie więcej głosów. W związku z tym zwróciłem się do osób, które szanują moją pracę, aby zamiast wspierać gazetę, organizującą konkurs, pomogły w zbiórce środków na operację Kalinki, która jest wnuczką Zbyszka Godlewskiego (mojego przyjaciela) i córką Kasi Godlewskiej–Siuty (znakomitej poetki). 

Również w kwietniu 2021 zamieścił Pan wzruszające podziękowanie dla pracowników służby zdrowia (w tym szpitala w Zduńskiej Woli i przychodni Medicus), którzy pomogli Panu w walce z Covid-19. Czy  doświadczenie tej choroby wpłynęło w jakiś sposób na Pańskie życie, postrzeganie ludzi i świata?

Andrzej Wawrzyniak: Choroba dotknęła mnie naprawdę poważnie. Przez tydzień walczyłem z nią w domu, niestety później musiałem poszukać pomocy w szpitalu. To był trudny czas. Widziałem na swoim przypadku i innych osób, co wirus robi z ludźmi. 

Z całą pewnością sprawiła ona, że bardzo mocno zastanawiałem się nad światem – również tym, dlaczego ludzie wierzą w teorie spiskowe na jej temat, a także skąd bierze się taki brak zaufania do służby zdrowia, do autorytetów. Jest to jedno z najstraszniejszych nieszczęść naszego świata –  fake newsy, dezinformacja i zastępowanie rzetelnych źródeł informacji, tym co przypadkowo przeczyta się w Internecie.

Ludzie są zagubieni. Kiedyś, by przeciwstawić się wrogowi (np. w czasie wojny), budowaliśmy własną tożsamość. Obecnie jesteśmy przeciwko sobie nawzajem. Nie mogę się z tym pogodzić.

Bardzo dotykają mnie też wszelkie nagonki na pracowników opieki medycznej. O mnie zadbano wspaniale w czasie choroby. Jestem wdzięczny tym wszystkim ludziom, którzy dla mnie narażali swoje własne zdrowie.

Jeszcze przed chorobą udało się Panu w ramach „liźnięcia normalności” zagrać na Ogólnopolskim Studenckim Przeglądzie Piosenki Turystycznej YAPA.

Andrzej Wawrzyniak: YAPA to legendarne wydarzenie, które przewija się przez całe moje życie –  właściwie, od kiedy wziąłem do ręki gitarę. Niestety nie było tak, że zgraliśmy w ramach normalności. Impreza miała zafunkcjonować w taki sposób, ale jednak odbyła się on-line. Niemniej jednak wróciłem do pracy z młodzieżą, co jest dla mnie bardzo ważne.

Marzec 2021 to także spotkanie z publicznością na żywo podczas Wieczoru z Wawrzynem pt. Zduńska Wola jest kobietą. Koncert, który „podładował akumulatory” w tym trudnym czasie pandemicznych obostrzeń?

Andrzej Wawrzyniak: Wieczór z Wawrzynem to cykl muzyczny, który wymyśliłem kilka lat temu. Miało to miejsce, kiedy nasz dom kultury przeniesiono do nowego budynku. Na tych spotkaniach prezentuję moją twórczość. Zawsze jedna piosenka jest nowością – ma miejsce premiera. Włączona jest w to promocja grupy A PRIORI, czyli pojawia się – piosenka artystyczna, literacka, kabaretowa (istotne znaczenie ma nie tyle gatunek, co tekst, który musi w sobie mieć „to coś”, zawierać jakiś sens, może przesłanie).

Powodzenie tego cyklu naprawdę mnie zaskoczyło. Początkowo spotykaliśmy się w kawiarence, później na dużej Sali, która mieściła około 100 osób. Następnie zagościłem na Sali widowiskowej, mieszczącej 300 osób. Zainteresowanie było tak duże, iż musieliśmy wprowadzić bilety. To, że mam dla kogo grać, czyli posiadam swoją publiczność, jest wspaniałe. Wielką radość sprawia mi także prezentacja młodzieży, która ze mną współpracuje.

Z pewnością pandemia i choroba odbiły się na wielu Pańskich planach i projektach artystycznych?

Andrzej Wawrzyniak: Przede wszystkim pandemia popsuła plany zespołu A PRIORI. Już drugi rok nasze spotkania mają utrudniony charakter. Absolutnie nie jest tak, że to samo można zrobić, uzyskać poprzez spotkania on-line. One stanowią jedynie jakąś formę utrzymania zajęć i kontaktu między nami. Poza tym nasze przygotowania do różnych konkursów w pewnym sensie poszły na marne. Co prawda uczestniczyliśmy np. w konkursie w Szklarskiej Porębie, który wygraliśmy, ale to odbywało się on-line. 

Zmierzam też do powiedzenia tego, że część z tej młodzieży, którą uczę, po maturze odejdzie, pójdzie dalej w świat… I praca zaczyna się od nowa – moja. A uczniowie… czasem zdarzają się takie piękne chwile, że dzwonią, przypominają się, dziękują.

Pamiętam, jak pewnego razu z Krakowa zadzwoniła do mnie Aleksandra Denkowicz i powiedziała: „Pan zmienił moje życie. Powiedział Pan określone zdania, słowa. To we mnie jest i dzięki temu mogę działać artystycznie”.  Coś takiego wynagradza wszystko i jest dla mnie bardzo cenne.

A typowo Pańskie działania artystyczne?

Andrzej Wawrzyniak: Dwa lata temu skończyłem nagrywanie autorskiej płyty Farara (powstała z udziałem moich przyjaciół – Wawrzyn Band). Nie chciałem wydać jej pozornie, dlatego czeka na lepsze czasy. Pragnę połączyć promocję ze spotkaniami z publicznością, czyli… koncertami. Ponadto  przygotowuję też trzecią z płyt tryptyku z Michałem Wiśniewskim. Jestem odpowiedzialny za teksty, muzykę, sposób wykonania, produkcję. Michał mi zawierzył. A ja go nie zawiodę, bo to mój przyjaciel od wielu, wielu lat – od samego początku. 

Piosenka „Jaki Pan, taki kram” (Michał Wiśniewski & Andrzej Wawrzyniak) to jedna z moich ulubionych w repertuarze Michała.

Andrzej Wawrzyniak: Kiedy po raz pierwszy zaśpiewałem ją mojej żonie, powiedziała mi, że nawet nie ma mowy! Musiałem stoczyć pewne batalie o „mięso”, które jest w tekście. Wiele z niego jest uzasadnione. Po prostu nieco wygładziłem tekst. (śmiech!)

Jest Pan jednym z tych muzyków, którzy w czasie pandemii przerzucili nieco swoją aktywność artystyczną do Sieci. Dzięki temu m.in. 8 marca przedstawicielki „płci pięknej” mogły w ramach cyklu PIĄTEK z AKORDEONEM w Ratuszu odebrać muzyczną dedykację od Pana i Witolda Furmańczyka, czyli energetyczną, pełną radości wersję piosenki Tico tico.

Andrzej Wawrzyniak: Witek, mój kolega z pracy, który prowadzi zajęcia wokalne i z gry na akordeonie, chciał właśnie ów akordeon w pewnym momencie zarzucić. Powiedziałem mu: „Czyś Ty chłopie zwariował?! Tyle lat się uczyłeś i co, będziesz sprzedawać akordeon?!”. (śmiech!) 

Zaprosiłem go do Wieczorów z Wawrzynem oraz do stworzenia cyklu Piątki z akordeonem w Ratuszu. Od czasu do czasu gramy też tak po prostu razem, w ramach tego projektu, jakąś znaną melodię – bez wielkiego muzycznego aranżowania. 

O tym, że „Muza” jest niezwykle ważna w Pana życiu, informują nie tylko kolejne piosenki, ale także zdjęcia z ukochaną małżonką…

Andrzej Wawrzyniak: Moja żona – najcudowniejsza istota, najbliższa mi. To ona wypełnia te przestrzenie, których ja nie potrafię ogarnąć. Ma wrażliwą, artystyczną duszę (w pewnym sensie niespełnione marzenia na tym polu). Śpiewała w bardzo dobrym zespole, który nazywał się Rachunek Sumienia. Od lat różnymi pasjami zaraża dzieci, które uczy. Pracuje w edukacji wczesnoszkolnej, a to wymaga wielkiej kreatywności.

Mamy trochę inne charaktery. Czasem ona ma rację, czasem ja. Nasze drobne starcia artystyczne są jak gorący ogień, który się krzesze. To piękne! (uśmiech!)

Oprócz bycia czynnym muzykiem, pracuje Pan również jako nauczyciel w Miejskim Domu Kultury w Zduńskiej Woli. Jak pandemia wpłynęła na jego funkcjonowanie oraz Pańską pracę z dziećmi i młodzieżą?

Andrzej Wawrzyniak: Na początku próbowaliśmy wykorzystać możliwości techniczne. Mogliśmy się kontaktować on-line, ale tak, jak wspomniałem wcześniej, to absolutnie nie jest ten sam kontakt i te same zajęcia. Warto dodać, że nie wszyscy moi podopieczni mają taki sam dostęp do laptopa czy komputera, a także jednakowe warunki w domu, by pracować w skupieniu.

Kiedy moje zajęcia, które w normalnej rzeczywistości mają odciągać dzieci od komputera, zaczynają być on-line, to mam poczucie, że dochodzi do jakiegoś absurdu. Oczywiście wiem, że trzeba było to robić i będziemy tak funkcjonować, jeśli zajdzie potrzeba, ale nie jest łatwo – i technicznie, i światopoglądowo!

Czy miłość jest jednym z lekarstw wpisanych na Pańską receptę antypandemiczną? W moim ostatnim pytaniu zawszę poszukuję odpowiedzi na pytanie: „Jak to wszystko przetrwać?”.

Andrzej Wawrzyniak: Miłość jest receptą. Nie ma jej na zdjęciach, ani nie da się jej określić słowami. Ludzie podejmują tyle prób, by o niej pisać, śpiewać… Nie da się jej także przepisać jako lekarstwo we flakoniku, choć…  byłoby to wspaniałe rozwiązanie dla wielu osób. (uśmiech!)

W życiu spotyka nas wszystko – dobre i złe rzeczy. Najważniejsza jest pozytywna wypadkowa tego wszystkiego. Miłość pojawia się w naszym życiu jako dar, o który trzeba dbać. Owszem, czasem może zachorować i niekoniecznie mamy na to wpływ, więc kiedy jest, oddajmy się jej i… trwajmy w niej.

Natomiast, wracając do pytania, moim zdaniem, aby lepiej znosić pandemiczne obostrzenia, wystarczy rozejrzeć się dokoła. Nie rozmieniać się na tzw. drobne, nie szukać negatywnych stron, a właśnie tych dobrych – i w tym przypadku nawet najmniejszych. Może warto postawić sobie jakiś cel; wziąć go sobie do serca, a następnie zacząć realizować. Na pewno będzie łatwiej, gdy zajmie się głowę czymś do zrobienia! A reszta…  w rękach matki natury!

Dziękuję za rozmowę!

Reklama: