Tomasz Pauszek jest, w moim odczuciu, nie tylko muzykiem, ale filozofem dźwięku, a także kimś więcej niż odtwórcą swoich własnych dzieł podczas koncertów, ale prawdziwym mistrzem ceremonii, czyli tych niesamowitych multimedialnych spektakli.

Tomasz Pauszek - kompozytor, producent muzyczny, wykonawca muzyki elektronicznej [wywiad]
Tomasz Pauszek – fot. materiały autora/Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz

Cywilizacja ludzka nasiąknięta jest pojęciami i symbolami duchowymi, choć na co dzień bywa to niedostrzegane; jest niewyraźne. Przykładem niech będzie modlitwa przed rodzinnym posiłkiem, krzyż na poboczu drogi, czy posąg Buddy witający klientów przy wejściu do chińskiej restauracji – kilka prostych przykładów niezakamuflowanych elementów metafizyczności. Są jednak i takie, których trzeba poszukać. Pewne rodzaje muzyki, np. elektroniczna, często mają w sobie bardzo mocno właśnie tę głębię, jednak, aby się o tym przekonać, trzeba interpretować dźwięki w kontekście przesłania czy też natchnienia, jakie towarzyszyło muzykowi w akcie tworzenia.

↓ Kontynuuj czytanie po reklamie ↓

Tomasz Pauszek przyszedł na świat w Bydgoszczy i już w dzieciństwie marzył, by zostać wielkim kompozytorem muzyki elektronicznej. To marzenie spełnia od wielu lat. W 2019 r. świętował 20-lecie działalności artystycznej. Ukończył Edukację Artystyczną w zakresie sztuki muzycznej ze specjalnością dyrygentura na Akademii Bydgoskiej. Znany jest m.in. ze swoich jednoosobowych projektów Odyssey, RND, a także jako członek grupy Waxfood.

Działalność producencką Tomasz Pauszek rozpoczął w roku 1999. Ma na swoim koncie bogatą dyskografię. Jest jurorem i uczestnikiem wielu festiwali muzyki elektronicznej (Warsaw Electronic Festival), a także współtwórcą Synth Art Festival. Komponuje muzykę do programów telewizyjnych, filmów, bibliotek muzycznych oraz gier. Współpracował w wieloma znanymi artystami z Polski i zagranicy, m.in. Józefem Skrzekiem i Władysławem Komendarkiem.

Kilka dni temu obchodziłeś swoje urodziny – już po raz drugi w czasie pandemii…

Tomasz Pauszek: Tak, i były to piękne – spokojne, radosne, bez wielkiego nadęcia i w gronie najbliższych osób, a to najważniejsze! Dodatkowo ogrom życzeń, płynących z różnych stron – pisemnych, osobistych i telefonicznych, bardzo mnie wzruszył. To piękne, że tylu osobom chciało się wysłać te kilka miłych słów w moją stronę. Krótko…: wspaniały dzień!

Mistyczne, tajemnicze i „nawiedzone”… – gdybyś nie dodał słowa wokale, można by pomyśleć, że zapowiadasz horror, a nie kawałkiem Eternity nadchodzący album Snapshots from Heaven.

Tomasz Pauszek: Wiesz, zależy, kto jak odbiera te słowa. Na pewno przy kompletowaniu tego albumu, towarzyszy mi poczucie pewnej tajemnicy, mistycyzmu, niewiadomej, co jest za kurtyną, a jednocześnie wiara i w jakiejś mierze pewność, przekonanie, że wiem lub chcę wiedzieć, co tam jest.

Od czasu publikacji wersji demo Eternity zmieniłem koncepcję odnośnie tytułów i teraz będą to po prostu kolejne części Snapshots from Heaven, żeby nie sugerować słuchaczowi tego, co chcę opisać. Każdy będzie mógł oczami wyobraźni oglądać „Migawki z Nieba” – tak, jak sam czuje i wejść w ten świat „po swojemu”.

Myśląc o Niebie, stykamy się z pewnym sacrum, nieskończonością, potęgą czegoś, czego nie rozumiemy i pewnie nie jesteśmy w stanie objąć ludzkim rozumem. To coś, co w pozytywnym wydźwięku przytłacza i odbiera mowę.

Tomasz Pauszek: W marcu zeszłego roku, tuż przed pandemią, zmarł mój tata, człowiek, który wywarł spory wpływ na moją ścieżkę artystyczną i kibicował mi do samego końca. Pomyślałem, że warto jakoś muzycznie oddać hołd Jemu i wszystkim, którzy taką wspierającą postawę życiową przyjmują. Stąd pomysł na Les Chants Virtuels. Nie miałem wtedy głowy do komponowania całych nowych utworów, więc z pomocą bardzo wielu, bardzo zdolnych ludzi w Polsce stworzyliśmy coś niesamowitego – 42-utworowy album, gdzie na kanwie kilku dostarczonych przeze mnie ścieżek, inni artyści dokomponowywali swoje partie i tworzyli całe rozbudowane utwory.

Te „Wirtualne Pieśni” miały być pewnym synonimem rozmów miedzy bliskimi ludźmi, którzy już siebie nie widzą, bo jedno z nich odeszło na drugą stronę. A, że zbiegło się to z lockdownem i zamknięciem nas w domach, doszedł kolejny aspekt – rozmowy, tworzenie i komunikacji (tutaj na Ziemi) ludzi, którzy nie mogą się spotkać….; takie dwie myśli przyświecały temu pomysłowi.

Po roku uznałem, że warto stworzyć również kompozycje próbujące opisać dwa realia, w których istniejemy: Niebo w rozumieniu Domu, do którego wracamy po trudach życia materialnego oraz właśnie Ziemię – miejsce w trójwymiarowym fizycznym świecie, gdzie jako przyobleczone w materialne ciała dusze zdobywamy kolejne doświadczenia, poznajemy miejsca i zachwycamy się wszystkim, co zostało stworzone – od pięknych widoków, zapachów, kolorów, aż po spotykanych przez nas ludzi. Dlatego Snapshots from Heaven to takie migawki, zdjęcia, które każdy może sobie narysować w wyobraźni. No i też dlatego kolejny album, opisując ziemskie sprawy, nosił będzie tytuł: Snapshots from Earth i będzie bardzo pogodny, muzycznie melodyjny i w pewien sposób dziecięco, naiwnie szczery.   

Będąc w kwietniu gościem radia SPIN, w rozmowie z red. Jackiem Ciołkiem opowiadałeś o płycie  Panta Rhei 2 – produkcji Twojej wraz z Przemkiem Rudziem i Wiktorem Niedzickim oraz zapowiedziałeś album Panta Rhei 3.

Tomasz Pauszek: Tak, pod koniec roku zaczynamy z Przemkiem pracę nad trzecią i ostatnią częścią trylogii Panta Rhei. Album będzie znowu nieco inny i może zaskakujący. Mamy już pewne skrawki i szkice. Na pewno będzie klimatem odzwierciedlał ideę poprzednich płyt, jednak chcemy kolejny raz wrzucić coś przewrotnego i nietypowego. Zobaczymy, co z tego wyjdzie i co się urodzi, bo proces twórczy w ogromie przypadków jest nieprzewidywalny, tym bardziej biorąc pod uwagę duet Rudź/Pauszek, Pauszek/Rudź (śmiech!).

Gwarantujemy natomiast najwyższą jakość muzyczną, produkcyjną i wydawniczą. No i znów pomyślimy, jak miło zaskoczyć melomanów, zwłaszcza w wersji winylowej.

Pierwszy album pt. Syntharsis wydałeś w roku 2001, czyli mając zaledwie 23 lat. Obecnie Twój dorobek muzyczny jest już ogromny. W roku 2019 świętowałeś 20-lecie swojej działalności artystycznej.

Tomasz Pauszek: Rok 2001 był bardzo ważnym czasem. Debiut fonograficzny był wypadkową moich ówczesnych zainteresowań, muzyki ambient, medytacji, odkrywania siebie i duchowości. Stąd też tytuł – Syntharsis, czyli katharsis (oczyszczenie) przez muzykę syntezatorową.

Przez ten czas dużo się działo i czerpałem inspiracje z wielu miejsc, wydarzeń i spotkań. Sporo też przez te 20 lat powstało: 10 płyt plus obszerny „serial audio”, jak to lubię nazywać, czyli seria B-Sides (docelowo 30 albumów zawierających 500 utworów). Zawsze się zastanawiałem, jak to jest, że w kinematografii są reżyserzy, którzy tworzą zarówno filmy, jak i seriale, a w muzyce jest trochę inaczej. Album to jakby dzieło skończone, czyli takim filmem, który czasami ma sequel; bywa, że powstaje trylogia.

Natomiast niemal nie ma w muzyce pojęcia „serialu”, czyli takiej muzycznej telenoweli, jako zbioru albumów, muzyki, pod wspólnym tytułem, ze wspólną okładką i pewnym zamysłem. Więc w pewnym sensie, może poza serią Dark Side Of The Moog Pete`a Namolooka i Klausa Schulze, jestem na tym polu pionierem.

A z uwagi na to, że seria B-SIDES, wydawana jest wyłącznie w domenie internetowej, podchodzę do niej „netflixowo”, traktując każdą kolejną z 30 płyt jako nowy sezon z poszczególnymi odcinkami (utworami). Zatem, B-Sides nie jest po prostu zbiorem albumów, to taki serial, połączony w jedną 30-częściową całość.

Wróćmy do roku 2019… Świętowałeś koncertowo!

Tomasz Pauszek: Moje 20-lecie działalności artystycznej w 2019 roku to rzeczywiście była seria  koncertów jubileuszowych (z których powstała wspaniała płyta koncertowa) z plejadą wspaniałych gości, m.in. Józefem Skrzekiem, Władkiem Komendarkiem, Pawbeatsem, Kondradem Kuczem, Wojtkiem Konikiewiczem, Januszem Grzywaczem, Krzyśkiem Dudą, Krzyśkiem Hornem czy Przemkiem. Zagraliśmy na tej trasie na żywo; po jednym kawałku z każdej płyty. To cenna pamiątka.

Natomiast 20-lecie debiutu fonograficznego obchodzę w tym roku i w związku z tym chciałbym zapowiedzieć wznowienie albumu Syntharsis również na winylu, z nową oprawą graficzną, stworzoną przez Damiana Bydlińskiego, z nowym masteringiem i odświeżonym brzmieniem. Na pewno będzie to gratka dla kolekcjonerów i fanów spokojnej, ambientowej elektroniki.

Jak myślisz, dlaczego w Twoim przypadku brzmienia instrumentów elektronicznych wygrywają z akustycznymi?

Tomasz Pauszek: Myślę, że to kwestia gustu i upodobań oraz doboru środków wykonawczych do zamysłu artysty. Są tacy, którzy potrafią poprzez grę na instrumencie akustycznym, pokazać swoją duszę i piękno własnej wyobraźni, inni natomiast potrzebują brzmień niestandardowych. I takie możliwości oferują syntezatory. To jest bogactwo kreacji, nieskończone źródło inspiracji i swoiste połączenie człowieka i maszyny, która wydaje się bezduszna w swoim elektronicznym wyrazie. Sztuką jest w tę maszynę tchnąć ducha. Wtedy stapiasz się jakby z tym instrumentem, tak jak skrzypek ze skrzypcami itd. Instrumenty elektroniczne to fascynujący świat brzmień nie z tego świata; o których nawet nam się nie śniło.

Jednak czasami zdarza Ci się zespalać brzmienia obu tych „światów”.

Tomasz Pauszek: Tak. Od kilku lat lubię łączyć te niespotykane brzmienia z instrumentami akustycznymi, bo nie są one do podrobienia przez syntezatory. Żaden elektroniczny instrument nie zagra skrzypiec tak, jak same skrzypce. Więc ta fuzja tworzy cudowną, organiczną mieszankę muzyczną.

Od początku tworzyłeś w tym samym nurcie?

Tomasz Pauszek: Od początku tworzyłem muzykę elektroniczną, ale inspiracje się zmieniały. Zaczynałem od fascynacji gigantami, czyli Jarre`m, Vangelisem, Kitaro, Oldfieldem, potem były mocniejsze uderzenia, nowa szkoła francuska (z Daft Punk na czele), ale też dużo deep-house`u, Potem to już eksperymenty sonorystyczne, zgłębianie muzyki Stockhausena i Schaeffera, czy dokonań Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Stąd niektóre moje albumy mają taki właśnie sznyt. W końcu dotarłem do punku, gdzie porzuciłem wszelkie szufladki i jako kompozytor tworzę po prostu muzykę, z wykorzystaniem instrumentów elektronicznych.

Kompozycje Jeana-Michela Jarre’a  – jedna z Twoich największych inspiracji muzycznych?

Tomasz Pauszek: Tak i to ogromna. W sumie dzięki niemu zostałem muzykiem. I, jak wielu w dzieciństwie, chciałem być taki jak on. To geniusz w podejściu do muzyki, kompozycji i pewnego onirycznego, organicznego łączenia światów muzycznych, gdzie nić dźwiękowa tkana jest nie tylko z brzmień syntezatorów, ale też odgłosów natury, „przeszkadzajek”, głosów ludzkich i instrumentów akustycznych. To wielki dar posiadać taką zdolność.

Oczywiście, w miarę dorastania, idole schodzą z piedestału i stają się po prostu wzorcami do naśladowania, a potem, przy odrobinie szczęścia, znajomymi i kolegami po fachu. Do mnie los się uśmiechnął i mam ten ogromny zaszczyt znać osobiście wielu znakomitych artystów – moich mentorów, których podziwiałem w młodości i podziwiam nadal.

Jesteś jednym z tych artystów, który na pewno odczuł wpływ pandemii i lockdownów na możliwość kontaktu na żywo z publicznością. Każdy z Twoich koncertów to swego rodzaju spektakl wypełniony nie tylko dźwiękiem, ale również światłem i niezwykłymi pokazami multimedialnymi.

Tomasz Pauszek: Niestety. Lockdown pokrzyżował plany koncertowe na rok 2020. Musiałem odwołać dwa duże wydarzenia, z czego jedno w Niemczech. Szkoda, bo teraz, zorganizowanie takiego eventu będzie trudniejsze niż wcześniej. Ale nie tracę nadziei. Właśnie prowadzę rozmowy w sprawie dwóch tegorocznych koncertów. Liczę, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, choć obecnie nie można niczego brać za pewnik.

Co do samych koncertów, to wyznaję zasadę, że godzinę oglądania człowieka za klawiaturą, wciskającego przyciski i kręcącego gałkami, może niekoniecznie być fascynującym przeżyciem, dlatego staram się wzbogacić je o inne środki wyrazu: specjalnie reżyserowane światła, lasery, niekiedy pirotechnikę, wizualizacje, chór, tancerzy czy, jak ostatnio, kwartet smyczkowy. To wszystko nadaje pełni wyrazu i kolorytu. Lepiej się słucha muzyki przyodzianej w ładne szaty.

Staram się także używać na scenie najnowszych rozwiązań technicznych lub nietypowych sprzętów, takich jak ribbon controller, breath controller czy coraz popularniejsze ipady z odpowiednim oprogramowaniem.

Do dziś przyjaciele śmieją się, że kiedy na występach podczas ostatniej trasy korzystałem z telefonu jako syntezatora, to tak naprawdę sprawdzałem pocztę lub grałem w węża (śmiech). Uważam, że w gatunku, który tworzę, nowinki technologiczne mają i powinny mieć swoje zasłużone miejsce. Obecnie na koncertach, oprócz normalnych klawiatur, będę często korzystał z przynajmniej dwóch-trzech tabletów i innych instrumentów dotykowych. To daje dużą możliwość ekspresji.

Koncertowanie w obecnym czasie jest mocno utrudnione, ale być może wszelkie lockdowny sprawiły, że miałeś więcej czasu na tworzenie muzyki do programów telewizyjnych i radiowych, a także gier komputerowych?

Tomasz Pauszek: Oczywiście!!! Powstało sporo muzyki do programów telewizyjnych i innych bibliotek muzycznych. Niektóre albumy jeszcze nie ukazały się u mojego angielskiego czy polskiego wydawcy, ale w drugiej połowie roku będzie można już tych rzeczy posłuchać. Taką ostatnią perełką jest zbiór utworów pod roboczym tytułem Misterious Underscores z muzyka do thrillerów, horrorów lub tajemniczych filmów dokumentalnych.

Oprócz tego miałem czas na skomponowanie lub przearanżowanie starszych utworów pod albumy Snapshots from Heaven oraz Snapshots from Earth. No i coś, co zostawiłem sobie na deser, bo na końcówkę tego roku, czyli ostatni 30. album serii B-Sides, zatytułowany Retronica. Moim zdaniem najobszerniejsze wydawnictwo w dziejach polskiej muzyki elektronicznej, a może i… światowej.

To będzie zbiór 100 utworów, które skomponuję wraz z ponad 30 artystami. W wakacje planuję porozsyłać pierwotne wersje kawałków do chętnych artystów, z zamysłem, żeby zrobili muzycznie z tymi ścieżkami, co tylko przyjdzie im do głowy. Liczba chętnych do współpracy stale rośnie, więc jeśli ktoś jeszcze miałby ochotę popracować wspólnie nad jednym z utworów, zapraszam do kontaktu!

Podobnie było z płytą Les Chants Virtuels, gdzie do udziału zgłosiło się 36 muzyków. Wspaniale to wyszło.

Ostatnie pytanie zawsze dotyczy posiadania takiej prywatnej recepty na radzenie sobie z obecną sytuacją pandemii. Masz może taką?

Tomasz Pauszek: Krótko: las, las, las, świeże powietrze, słońce, spacery, słuchanie odgłosów natury, oddychanie pełną piersią, bez żadnych masek, zdrowe owoce i warzywa oraz poczucie wdzięczności za przyrodę i ludzi, którzy nas otaczają.

Tomku, dziękuję za rozmowę!

Reklama: